Wyszłam z samochodu, zamykając ze sobą drzwi na kluczyk. Tak, jestem przed czasem. Ile? Dokładnie 30 minut. Dziwne? Dziwnee. Pogoda była naprawdę ładna, podobnie do wczorajszej, ale troszkę cieplej, dlatego zdecydowałam się na idealny strój idealny do takiej właśnie pogody. Mam straszne zakwasy po wczoraj. W ogóle mnie to nie dziwi, prędzej czy później mój brak ruchu fizycznego musiał się objawić, eh.. Ale dałam radę i wstałam z łóżka, brawo ja! Przynajmniej mile zaczęłam ten dzień, chociaż coś, prawda? Optymistka... Poprawiłam włosy, odwróciłam się i już chciałam iść w stronę drzwi firmy, jednak zauważyłam Beau, który stał przy białym porsche Cayenne, cóż spodziewałam się czarnego BMW, widocznie się myliłam, chyba że ma większą kolekcję, nie wnikam. Wracając.. Stał, a właściwie pochylał się w stronę bagażnika i coś wyjmował, jak się okazało rzeczy potrzebne do biura. Miał tego dość sporo, więc postanowiłam mu trochę pomóc. Wolnym, ale zgrabnym (tak mi się wydaję) krokiem, ruszyłam w stronę Brooks'a. Chłopak odwrócił się w moją stronę, ujrzawszy mnie, na jego twarzy zagościł mały uśmiech.
-Cześć -odrzekł, mierząc moją sylwetkę od góry do dołu, uśmiechnęłam się i odpowiedziałam.
-Hej, pomóc Ci z tym? -zapytałam, wskazując na kilkanaście teczek i kartonów.
-Kobieta nie powinna nosić ciężkich rzeczy -stwierdził z poważną mimiką twarzy.
-Nie przesadzaj, te teczki ważą tyle co nic, a poza tym spokojnie, kilogram czy dwa mnie nie złamie -zapewniłam go, a on podał mi kilka teczek w których zapewne były jakieś papiery o różnych hotelach, nie zbyt mnie to interesuję. Chwilę później dotrzymał mi kroku niosąc na rękach dwa kartony. Przeszliśmy przez próg firmy, nic ciekawego nie rzuciło mi się w oczy, pracowników tak dużo jak zwykle, nic nowego. Razem z chłopakiem skierowaliśmy się w stronę jego i Jai'a biura. Idąc w stronę pomieszczenia, zauważyłam Jaidona rozmawiającego z sekretarką, zagapiłam się, więc Beau mnie wyprzedził, otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka. Weszłam i położyłam kilka teczek na ogromnym biurku.
-Dziękuję za pomoc -odparł drapiąc się po karku
-Nie ma sprawy, wybacz ale obowiązki wzywają -powiedziałam wychodząc i zamykając drzwi. Od razu podążyłam w stronę mojego wspólnika. Podeszłam do niego od tyłu, nawet nie zauważyłam gdy mężczyzna odwrócił się w moją stronę, przez co wpadłam mu w ramiona. To nie był ani mój, ani jego zamierzony ruch, nie, nie. Lekko skrępowana, uniosłam wzrok by na niego spojrzeć, od dobrej chwili robił to samo co ja. Wyglądaliśmy dość dziwnie (tak mi się wydaję) ja niższa od niego o co najmniej dwie głowy, opierająca drobne, szczupłe dłonie na jego umięśnionej klatce piersiowej, do tego jego wielkie ręce przyczepione do moich bioder.
-Witaj szefowo -wreszcie odezwał się, lecz wciąż staliśmy w tej samej pozycji, moje ruchy z niewiadomych przyczyn zamarzły, nie jestem pewna czy to odpowiednie określenie, ale mój mózg też się zamroził, ugh..
-Hej wspólniku -odparłam nie robiąc najmniejszego ruchu oprócz lekkiego uśmiechu. Z naszej "pogawędki" wyrwał nas głos zza biurka. Nagle oderwaliśmy się od siebie i stanęliśmy przed sekretarką.
-Ehm.. Pani Gilles, powinna Pani omówić z Panem Wood'em sprawy dotyczące przyszłego spotkania -upomniała nas, mierząc lekko nasze sylwetki.
-Oczywiście -odrzekłam kiwając głową
-Dokumenty są w biurze pańskiego ojca.
-Oczywiście -powtórzyłam się i wraz z Jaidonem poszłam prosto do wcześniej wspomnianego miejsca.
Powoli otworzyłam drzwi wchodząc pierwsza. Chłopak zrobił to samo i zamknął za nami drzwi. Usiadłam na biurku i spojrzałam na mężczyzne, z którym jakieś kilka minut temu obściskiwałam się na recepcji, cóż wolę o tym nie wspominać. Nie wiem, to do mnie kompletnie nie podobne.
Jai już od dobrej minuty siedzi na fotelu i przegląda jakieś dokumenty. A ja? Hmm, myślę. Nad czym? No cóż, między innymi nad tym, dlaczego doszło do dziwnej sytuacji pomiędzy mną a "nowo" poznanym kolegą. To była chwila, no nie wiem.. Nie myśleliśmy wtedy, przynajmniej ja nie myślałam w tej chwili, dobra, było minęło. Cieszę się, że moje kontakty z Jaidon'em w końcu się polepszą. Nie lubię wrogiej atmosfer, choć często taką sama tworzyłam i chyba wciąż to robię, ale już nie tak często. Po prostu nie należę do przesadnie towarzyskich i miłych ludzi. Nic na to nie poradzę, uważam, że mili ludzie nie radzą sobie w życiu tak jak ci chamscy. Dam taki przykład. Więc, do chamskich lasek rzadko jaki facet podchodzi. Chamskiej laski facet nie zarucha, że tak się wyrażę. Nikogo tu nie chcę obrazić, czy coś. Chodzi mi o to, że według mnie miłe dziewczyny są bardziej podrywane i dla mężczyzn to 'łatwa zdobycz' Wiem, zdarza się, że miłe kobiety są zaradne i potrafią mówić "NIE" ale duża część tego zwyczajnie nie potrafi,a to nie jest dobre. Uniosłam wzrok i zauważyłam, że brunet zapisywał coś w kalendarzu. Teraz właśnie rozumiem, dlaczego rodzice go tak ubóstwiają, spełnia wszystkie ich oczekiwania, między innymi wie jak się zająć firmą pod ich nieobecność, jest bardzo odpowiedzialny i no cóż, rodzice go znają bardzo dobrze i traktują go jak swojego syna, którego nigdy nie mieli. Aczkolwiek gdyby go traktowali jak syna, to wtedy nie chcieliby żebym z nim była i żeby to on był ojcem moich dzieci, których i tak nie chcę mieć. Dlaczego nie chcę mieć dzieci? No cóż, pierwszy powód jest taki, że ich nie lubię. Tak, nie lubię tych małych szkrabów. Nie wyobrażam sobie siebie jako matki, nie należę do odpowiedzialnych kobiet. Poza tym boję się porodu. Okropnie się tego boję. Podobno ból porodowy jest podobny do palenia na stosie. Dziękuję bardzo za takie przeżycie. Już nie mówię nawet, że nie chcę być z Wood'em. Dlaczego to już sami wiecie. Dość już rozmyśleń, czas wracać do pracy.
-Co robimy? -odezwałam się nagle, na co chłopak spojrzał na mnie na ułamek sekundy, po czym z lekkim uśmiechem wrócił do wcześniej wykonywanej czynności.
-Widzę, że wróciłaś do żywych, gratuluję! -zaśmiał się, na co klepnęłam go żartobliwie w ramię.
-Więc? Co robimy?
-Cóż, jak na razie siedzimy w biurze Twojego ojca i tak jakby pracujemy. Chociaż, nie wiem czy można to tak nazwać -odparł, wzruszając ramionami.
-Bardzo kreatywnie -stwierdziłam, na co chłopak przytaknął. Naprawdę siedzenie dzisiaj w biurze nie należy do czynności jaką chciałabym robić. Definitywnie wolałabym w tym momencie spać, oj tak. Ewentualnie iść na zakupy. Dobra, ale nie będę narzekać.
-Która jest godzina? -zapytał nagle nie spuszczając wzroku z paru papierków
-Nie wiem, coś około 11 -wzruszyłam ramionami -Jezu, nie chcę mi się tu siedzieć, a przed nami kilka dobrych godzin -westchnęłam i podparłam głowę o rękę. Chłopak wyprostował się i przyłożył długopis do ust lekko mrużąc oczy.
-Masz może ochotę na kawę? -zapytał po dłużej chwili.
-Przecież nie ma jeszcze przerwy -spojrzałam na niego zdziwiona
-To co z tego?
-No przecież nie możemy tak sobie wyjść z biura -odparłam, marszcząc brwi
-Przypominam, że teraz Ty tu rządzisz, a ja jestem Twoim wspólnikiem, więc tak teoretycznie to możemy robić co chcemy -mówiąc to jego wzrok był w pełni skupiony na mnie -Poza tym to firma Twoich rodziców, nic Ci nie zrobią.
-A pracownicy? Co niby im powiemy?
-Że mamy sprawę na mieście -wzruszył ramionami -To co? Wchodzisz w to, czy nie?
-Sama nie wiem -powiedziałam, wciąż z niepewnością.
-Och, no weź, gdzie Twój duch przygody księżniczko! -zaśmiał się lekko, na co mimowolnie uśmiechnęłam się.
-Dobra, ale to jest pierwszy i ostatni raz -zapewniłam go, na co kiwnął głową.
-Jasne, jasne. Zobaczymy, a teraz wstawaj, idziemy na tę kawę -powiedział i wstał, odkładając papiery na biurku, na którym wcześniej siedziałam. Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę recepcji, by powiedzieć sekretarce, że wychodzimy.
-Ty mówisz -szybko odparłam, na co chłopak zrobił minę typu "wtf"
-Niby dlaczego ja?
-Bo to Twój pomysł i ja nie jestem mistrzem w kłamaniu -chłopak się zaśmiał, ale zrobił tak jak kazałam. Ku mojemu zdziwieniu sekretarka uwierzyła, a my ze zwycięską miną ruszyliśmy do windy. Winda była pusta, co nie było wcale dziwne, cóż większość pracowników jest w tym momencie w pracy, a my właśnie uciekamy z pretekstem jakiegoś spotkania biznesowego. Brawo my.
-Więc gdzie chcesz iść? -zapytał wkładając ręce do kieszeni swoich czarnych, dość obcisłych spodni.
-Obojętnie, byle jak najdalej od tego budynku -powiedziałam, opierając się o ścianę (?) dość ciasnego pomieszczenia. Moje słowa wywołały śmiech u mojego towarzysza. Nie rozumiem co w tym takiego zabawnego -No co?
-Wciąż nie cierpisz tutaj przebywać? -zapytał nagle.
-Hmm, nie wiem w sumie. Z pewnością nie jest to miejsce które należy do moich ulubionych -odrzekłam, na co chłopak przytaknął na znak, że rozumie.
-Dobrze wiem jak to jest, doskonale Cię rozumiem.
-Ty nie lubiłeś tej pracy? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
-Tak, ja. We własnej osobie. Nie znosiłem tej pracy, prawie tak mocno jak Ty. Różniło nas to, że ja robiłem wszystko, żeby nie było tego widać i z tego co widzę, to robiłem to naprawdę dobrze.
-I teraz lubisz tę pracę? Czy wciąż ukrywasz swoje uczucia?
-Zrozumiałem, że nie ma sensu ukrywać żadnych swoich uczuć i lepiej okazywać je jak najlepiej, żeby nie było za późno -mówiąc to spojrzał na mnie, co wprowadziło mnie w małe zakłopotanie. Gdy chciałam coś powiedzieć, drzwi widny otworzyły się, a my wymieniliśmy się malutkim uśmiechem, po czym wyszliśmy z budynku. Dość szybkim tempem poszliśmy w stronę czarnego samochodu. Jai otworzył mi drzwi, a po chwili okrążył samochód i sam do niego wsiadł. Od razu zapięłam pasy, mężczyzna zrobił to szybciej ode mnie. Widocznie taki odruch, że pierwszą rzeczą jak wchodzi do auta jest zapięcie pasów. W sumie dobre i to. Przynajmniej jeździ bezpiecznie.
-Znasz jakąś fajną miejscówkę, która nie jest Starbucks'em? -zapytał, a mnie zatkało. Właśnie chciałam powiedzieć Starbucks -No nie, chciałaś jechać do Starbucks'a! -zaśmiał, a ja zaczęłam się śmiać, jego złe nastawienie do Starbucks'a było wręcz rozwalające
-Czemu tak nie lubisz tej kafejki? Przecież jest tam naprawdę dobra kawa! -powiedziałam, broniąc swojej ulubionej kafejki. Co jak co, ale naprawdę ją lubię.
-Istnieją lepsze. Starbucks wcale nie jest taki zachwycający.
-To nie -powiedziałam, wzruszając ramionami.
-Dobra, zobaczymy gdy dojedziemy -odparł, wreszcie odpalając samochód.
-Na wynos czy chcesz zostać tam, na miejscu? -zapytałam, na co chłopak spojrzał na mnie kącikiem brązowego oka.
-Co sądzisz o spacerze? -spytał, przegryzając dolną wargę, co wyglądało naprawdę seksownie.
-Jai, to normalnie brzmi jakbyś proponował mi randkę! -zaśmiałam się, na co chłopak uśmiechnął się, lecz nie odważył spojrzeć na mnie.
-To chyba dobrze, tak? -zapytał, a mnie zamurowało. Nie wiem kompletnie co mam mu odpowiedzieć. Dobra, jedna randka jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?
-No raczej tak -stwierdziłam, obserwując dokładnie jego reakcję. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem, wciąż z pełnym skupieniem prowadząc swojego mercedesa. Resztę "podróży" spędziliśmy w ciszy.
_____________________________________________